TOGO
Togo to najmniejszy kraj położony nad Zatoką Gwinejską w północno-zachodniej części Afryki. Sąsiaduje z Ghaną, Beninem i Burkina Faso. Stolicą kraju jest miasto Lome. Obszar dzisiejszego Togo został odkryty przez Portugalczyków w 1471 roku. W czasach kolonialnych, Togo było obiektem rywalizacji: Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. Ostatecznie kraj w okresie I wojny światowej stał się kolonią francuską. Dzisiejszym świadectwem tego faktu jest to, że oficjalnym językiem kraju jest francuski. Togo odzyskało niepodległość w 1960 roku. Moja wizyta w tym kraju przypadkowo nałożyła się z wyborami prezydenckimi dlatego można było zauważyć dużą obecność wojska na ulicach miast.
Wiem że trzeba być szalonym żeby lecieć szmat drogi do kraju który tak naprawdę nie ma nic do zaoferowania i do tego głowę państwa od nastu lat sprawuje ten sam dyktator. Mój pobyt w tym państwie uważam jednak za udany pomimo wszystkiego.
Podróż z Abidzanu do Lome pokonałem na pokładzie samolotu DHC 8-Q400, należącym do linii lotniczej Air Cote d'ivoire. Wielkie przeżycie dla kogoś takiego jak ja !!! Po wejściu do samolotu, zapięciu pasów, zanim samolot wzbił się w powietrze kapitan samolotu przywitał się z wszystkimi podróżnymi i poinformował o wysokości i długości przelotu. W połowie trwania lotu został podany catering: do dyspozycji była kanapka z sałatką z kurczaka oraz zimne napoje. Do Lome przylecieliśmy z godzinnym opóźnieniem.
LOME
Po wylądowaniu na międzynarodowym lotnisku nieopodal miasta Lome, jak się okazało byliśmy ostatnim samolotem które lotnisko przyjęło tego dnia dlatego oczekiwanie na wizę było wyjątkowo krótkie. Po opłaceniu 15000 CFA otrzymałem do wypełnienia formularz i wraz z paszportem oddałem go straży granicznej. Jest również możliwość opłacenia wizy dolarami amerykańskimi, koszt $25. Po paru minutach otrzymałem paszport z wizą na 7 dni, osoby które chcą więcej czasu spędzić w tym kraju muszą uzyskać wizę w najbliższej placówce dyplomatycznej zanim wylądują na lotnisku.
Troszkę się zdziwiłem kiedy po wyjściu na salę przylotów byłem dosłownie sam samiutki. Gdzie taksówki ? Nie ma ani jednej... Do cholery gdzie ja jestem (...)
Miałem troszkę szczęścia, skądinąd pojawił się człowiek w garniturze i zadyszany spytał się czy to już wszyscy podróżni, rzeczywiście to ja byłem już ostatni, nikogo za mną. Dogadałem się i zawiózł mnie do hotelu. Nie miałem nawet czasu zrobić zdjęć lotniska, udało się zrobić jedno z samochodu na pomnik gołąbka pokoju. Stawka była dużo wyższa niż powinienem zapłacić ale tonący brzytwy się łapie, nie będę spał na lotnisku. Do hotelu przy Rua du Grand Marche w centrum miasta dotarłem kilka minut po północy. Najwyraźniej obudziłem recepcjonistkę.
Ranek był ciężki, znowu kilka godzin spania. Po odświeżeniu się czas na śniadanko, niestety do obfitych nie należało. Filiżanka kawy, troszkę bułki, masło i dżem. Wystarczy żeby przeżyć, następnie wyruszam w miasto...
Zwiedzanie miasta rozpocząłem od placu niepodległości na którym znajduje się pomnik upamiętniający niepodległość państwa od Francji. Niestety pomnik i przylegający do niego pas zieleni jest ogrodzony, ale można zrobić sobie selfie przy płocie. Tuż za plecami znajduje się bodaj najdroższy hotel w mieście. W nowym budynku po drugiej stronie placu odnajduję muzeum narodowe. Dlaczego zamknięte? – Wszyscy poszli po wypłatę! Niech pan przyjdzie po południu! No tak, zapomniałem, że to Afryka...
Ponownie wsiadam do auta i kieruje się w stronę wschodnią miasta, po drodze samochód jest kilkakrotnie kontrolowany przez wojsko. Jadąc drogą N2, wzdłuż zatoki gwinejskiej mijam wielki port kontenerowy, aż dojeżdżam do plaży miejskiej. Czas wyprostować nogi i zanurzyć się chociaż do połowy w wodach zatoki. Wspaniale uczucie zwłaszcza że na dworzu parno i gorąco. Eksperci ds. bezpieczeństwa podkreślają, że Zatoka Gwinejska jest jednym z najbardziej niebezpiecznych obszarów, na których dochodzi do ataków piratów. Właśnie na wodach u wybrzeży Togo niedawno został uprowadzony grecki tankowiec. Plaża po zachodzie słońca też nie należy do najbezpieczniejszych miejsc w mieście.
Kolejnym punktem zwiedzania jest Marche des Fetiches, zanim jednak tam dojedziemy kierowca zjechał z drogi aby pokazać mi budynek parlamentu oraz pałac prezydencki, warto podkreślić że oba budynki zostały wybudowane przez chińskie władze. Rzeczywiście budynki robią wrażenie, pałac prezydencki przypomina troszkę meczet ze szklaną kopułą, brak tylko minaretu.
Zajęło sporo czasu ale udało nam się przedostać przez zapory wojska, po 20 minutach dojeżdżamy wreszcie na bazar fetyszy, jest to bez wątpienia najbardziej niezwykle a zarazem najbardziej obrzydliwe miejsce w Lome. Niewielki piaszczysty placyk otoczony jest rzędem cuchnących straganów wypełnionych zasuszonymi zwierzęcymi głowami, skórami, kośćmi niewiadomego pochodzenia, od samego smrodu kręci się w głowie. Jakiś “doktor medycyny naturalnej” z pierwszego straganu zaprasza mnie na zaplecze swojego stoiska ofiarowując się bezpłatnie wyjaśnić mi znaczenie sprzedawanych tu fetyszy i amuletów.
Siadamy przed małym ołtarzem voodoo i czarny “doktor” wyciąga swoje skarby i zaczyna się błogosławieństwo, które kończy się ofertą marketingową. Kup to a to ci pomoże w tym, a to jak kupisz to pomoże ci w czymś innym. Magicznych preparatów i przedmiotów jest pełno... Korzeń jakiegoś drzewa, jeśli go ścierać i dodawać do potraw zapewni męską potencję aż do białego rana. A laleczka ozdobiona piórami będzie strzegła twojego domu i rodzinnego szczęścia. No i jest jeszcze fetysz “pokochasz mnie”. Skrop go twoimi ulubionymi perfumami szepcząc imiona: twoje i jej. Przy następnym spotkaniu, gdy tylko podasz jej rękę fetysz przekaże jej twój tajemny urok... po wyjściu z tego seansu czułem się jakbym był pijany, dziwne uczucie.
Pod koniec uległem pokusie i kupiłem mała laleczkę voodoo - pamiątka musi być !!!
Po tym wspanalym przeżyciu zostałem zaproszony na lunch. Nie koniec atrakcji... na lunch zaserwowano mi fufu z wężem. Najczęściej fufu podawane jest z gulaszem ale dla mnie zrobiono wyjątek. Fufu powstaje w wyniku gotowania mąki roślin bogatych w skrobię, a następnie ubijania powstałej masy, aż uzyska ona konsystencję zbliżoną do ciasta. Jeśli chodzi o przygotowanie węża to wolę pozostać w niewiedzy. Skóra była skropioną ostrym sosem, do popicia oczywiście piwko. Miałem wrażenie że kucharz chciał mnie upić myśląc że na trzeźwo nie odważę się spróbować jego kulinarnych specjalności.
Podczas rozmowy przy stole poruszałem wiele tematów, nie wiem co mi odbiło ale spytałem się cóż jeszcze dziwnego można znalezc na talerzu. Kucharz zaproponował mi czy chciałbym spróbować mięso... ??!!?? psa. Dlaczego nie odpowiedziałem ...
Obdzwonił znajomych i znalazł miejsce które serwuje w tym dniu mięso czteronoga. Psie mięso jest ogólnie bardzo ciężko dostępne i jest drogie. Najczęściej serwowane jest na dużych przyjęciach takich jak wesele; obecność psiego mięsa wskazuje na zamożność państwa młodych.
Chcecie wiedzieć jak smakuje ? (...) Psa wzięliśmy na wynos...
Nie zgadniecie, w jakim europejskim kraju jedzą na Wigilię psy i koty. Podczas gdy na wigilijnych stołach w innych krajach królują pierogi, ryby i ciasta, Szwajcarzy zachwycają się... bitkami z psa i pasztetem z kota.
Niewiele budynków w Lome pamięta czasy kiedy Togo było kolonią niemiecką. Wyjątkiem jest tylko Katedra Najświętszego Serca Jezusa wybudowana w 1902 roku. Wejście do świątyni było zamknięte, poszedłem na plebanię aby poprosić o otwarcie. Okazało się że na miejscu pracują polscy księża Werbiści którzy przebywają tu na misjach. Wnętrze samej katedry Notre Dame jest raczej skromne. Podczas swojej pielgrzymki do Togo w 1985 roku Jan Paweł II odprawił w katedrze Mszę św.
Ogromnym błędem i nieporozumieniem było by nie wspomnieć o wielkim bazarze Lome Grand Market. Można tu kupić dosłownie wszystko i za wszystko... kilogram pomidorów wymienić na 3/4 kg cebuli, albo 1 kg jabłek na 3/4 kg jajek. Po raz pierwszy spotkałem się żeby ktoś sprzedawał jajka na wagę.
Największy szok przeżyłem jednak kiedy usłyszałem " Buy my wife", zdębiałem po czym przyśpieszyłem i udałem się do hotelu.
Dzień dobiegł końca, trzeba się spakować i rano po śniadaniu udać się na lotnisko aby kontynuować dalszą podróż po Afryce, kolejny kierunek... Benin.










































