KOSTARYKA
- ZOBACZYĆ A NIE ZBANKRUTOWAĆ -
Kostaryka, inaczej nazywana Szwajcarią Ameryki Południowej stanowi niemiły szok cenowy, zarówno jeśli odniesiemy się do polskich cen, jak i porównamy je z pozostałymi krajami Ameryk. Wiele osób omija Kostarykę lub decyduje się na odwiedzenie znacznie tańszych państw sąsiednich.
Pomimo że kraj ten nie należał do miejsc do których bardzo mi zależało polecieć w najbliższym czasie to skusiła mnie wyjątkowo niska cena biletu lotniczego, jednocześnie chęć zdobycia kolejnego kraju na mojej mapie świata.
Po 7 godzinnym locie z przesiadką na lotnisku w Meksyku, ląduje w mieście San Jose, które jest stolicą Kostaryki a zarazem największym miastem tego państwa.
Hm…długo zastanawiałem się co można napisać o stolicy Kostaryki… Powiem szczerze, że jedyną fajną rzeczą związaną z tym miastem jest samo centrum, kilka ulic wzdłuż i wszerz, natomiast dla osób których wogole nie interesuje historia to spędzenie chociaż jednego dnia w tym mieście będzie po prostu stratą czasu. Mój pobyt w tym kraju trwał trzy dni, wystarczająco aby zobaczyć najważniejsze atrakcje turystyczne.


SAN JOSE
San Jose nie jest najpiękniejszą stolicą jaką widziałem. Nie jest nawet przeciętna. Jest jednak miastem, które warto zwiedzić, zwlaszcza jesli nie tylko marzymy o bujnej roslinnosci i piaszczystej plazy. Z jednej strony zobaczymy błyszczące sklepy, a z drugiej bezdomną biedotę, która ściąga do stolicy licząc na jakikolwiek zarobek
Jako że uwielbiam kawę, i mógłbym ja pić litrami to Kostaryka jest wymarzonym miejscem aby napić się wysokogatunkowej i aromatycznej kawy. Pomimo że Kostaryka słynie z dobrej kawy, to zaledwie na export trafia jeden procent jej zasobów.
PARK WISZĄCYCH MOSTÓW





Zapłacilem w sumie 60 dolarów za to, by przez dwie godzinki pochodzić sobie po ośmiu wiszących mostach nad zielonymi lasami. Fajne to było, ale tych pieniędzy nie warte. Ale cóż robić. Trzeba bulić. Drugi raz zapewne już tutaj nie będę. Kostaryka kosi kasę równo.



PARKI LINOWE
- ZIPLINE -
Wchodzę na pierwsze drzewo i staje na platformie, przedemna… nic… tylko wielki dół. Nogi zaczynają się lekko trząść podczas oczekiwania na moja kolej. Wyobrażam sobie jak długo będę spadał w dół zanim zakończę swojego żywota. Pocieszam się jednak, że chyba nikt tu nie zginął, skoro park działa od dłuższego czasu. Daję się podpiąć i ruszam pędem przed siebie, czując wiatr wokół siebie i wolność w płucach, gdy mijam hen w dole las deszczowy. Podziwiam panoramę z lotu ptaka, od czasu do czasu zastanawiając się kiedy urwie się lina i spadnę w przepaść.
